literature

ME2- Konsekwencje, cz. II

Deviation Actions

EamyCross's avatar
By
Published:
216 Views

Literature Text

- Do lądowania na Cytadeli zostały dwie godziny- rozległ się głos Jokera.
Odetchnęłam. Odwlekałam lot tam najdłużej, jak to było możliwe, ale niestety, dłużej się nie dało. Gdybyśmy teraz nie zahaczyli o Cytadelę potem musielibyśmy nadrobić drogi. A na to pozwolić nie mogłam. Każda godzina, każdy kolejny dzień nieubłaganie przybliżał nas do dnia, w którym w końcu będziemy gotowi zaatakować Zbieraczy w ich siedzibie. Każda chwila spokoju była tylko ciszą przed burzą, do której sami zmierzaliśmy. Miałam tylko nadzieję, że nie nadaremnie.
Weszłam w swój terminal i z zaskoczeniem zobaczyłam wiadomość od nadawcy KAIDAN. Czego mógł ode mnie chcieć? Jakich jeszcze raniących słów nie powiedział na Horyzoncie, że musiał je jeszcze przesłać?  Co takiego mu się przypomniało, żeby się do mnie odezwać? I czy chciałam wiedzieć? Mogłam przecież usunąć wiadomość…


Shepard,
Przepraszam. Zachowałem się jak dupek. Wiem, że liczyłaś na coś innego. Też inaczej wyobrażałem sobie nasze spotkanie, marząc o tym, aby było możliwe. Bo dwa długie lata godziłem się ze stratą Ciebie.  Tym, że jak dobry podwładny wykonałem Twój rozkaz, w konsekwencji czego zginęłaś.
Zaginiona w boju…
Chyba nikt nie miał złudzeń, że już Cię nie zobaczymy. A ja przeżyłem i zostałem z tym bałaganem sam. Zostałem bez Ciebie. Nie było już Nas…
A potem te plotki, że żyjesz. Jak to się stało, że widzieliśmy Twoją śmierć, a dwa lata później pojawiłaś się nagle, cała i zdrowa? I dlaczego w ogóle się nie odezwałaś?
Nie mogę pogodzić się z tym, że jesteś w Cerberusie.
Że z Nas zrezygnowałaś…
Pewnie masz dobry powód, ale ja go nie widzę.
Tak czy inaczej… Uważaj na siebie. Teraz, gdy wiem, że żyjesz nie wiem czy drugi raz udałoby mi się pogodzić z Twoją śmiercią.
Kaidan.


    Z niedowierzaniem patrzyłam na litery wyświetlające się na ekranie. Wyczytałam z tego krótkiego listu wszystkie targające nim emocje- tęsknotę za tym, co przeminęło i żal, że do tego dopuścił. Ale także gorycz. Gorycz, że stracił mnie na rzecz Cerberusa i Człowieka Iluzji. Że dwa lata żył ze świadomością mojej śmierci tylko po to, aby dowiedzieć się, że pracuję dla dawnego wroga.
    Do diabła, przecież to właśnie oni mnie odnaleźli i ożywili! Dałabym wszystko, aby to Przymierze nie ustało w moich poszukiwania, a potem aby to oni podjęli się Projektu Łazarz. Żeby to oni odbudowali Normandię i dali mi narzędzia do walki. Żebym nadal mogła iść droga, którą wybrałam. Ale tak nie było. Porzucili mnie. Uznali za zaginioną w boju. Pomimo moich zasług stałam się tylko cieniem przeszłości. Po co skupiać się na cieniach, skoro są tak ulotne? Najłatwiej znaleźć kolejną osobę, która zajmie się czarną robotą. Czy to właśnie robił Kaidan? Sprzątał nasz bałagan?
Czułam ogarniającą mnie wściekłość. Pełzła wzdłuż kręgosłupa w górę, w stronę serca. Zatruwała każdą napotkaną po drodze komórkę, rozgrzewając ją do czerwoności. Wymazywała każdą dobrą myśl, pozostawiając paraliżującą pustkę złości. Wiedziałam, że nie dam rady nad nią zapanować. Że musze ją jakoś spożytkować.
- EDI- poderwałam się z krzesła, kierując się do windy- Znajdź Garrusa i poleć mu zejście do maszynowni.
Nie zastanawiałam się nad tym, jak głupi i irracjonalny był mój pomysł. Wiedziałam, że to jedyne wyjście, abym mogła znowu normalnie oddychać i skupić się na zadaniu. Że po prostu muszę się w końcu wyładować, bo zwariuję. Wiadomość od Kaidana, który postawił się na pozycji poszkodowanego, była tylko kroplą, która przelała czarę goryczy.
    Powinnam skupiać się na pozytywach, ale nie potrafiłam. Bo czym była obecność grupki osób, która wierzyła w to, co robimy i postanowiła podążyć za mną na śmierć? Porzucali wszystko co mieli, co jeszcze mogło ofiarować im życie w imię tego, gdzie prowadził nas Człowiek Iluzja. Tego, że to znowu ja podejmowałam się misji niemożliwej do wykonania.
    Niczym, w porównaniu do tego co mi odebrano, co poświęciłam i co miałam jeszcze z siebie dać, aby wszyscy ignoranci byli bezpieczni.  Jeden mały statek miał wyruszyć przez przekaźnik Omega 4 w nieznane i pokonać czające się tam zło? Nawet dla mnie brzmiało to żałośnie…
Drzwi otworzyły się, wpuszczając mnie do przestronnego pomieszczenia. Poza wieloma urządzeniami, o których funkcjach nie miałam pojęcia znajdowały się tu też kontenery. W jednych były zapasy żywności, w innych zapasowa amunicja.  Wzięłam niewielki rozbieg do najbliższego z nich i wymierzyłam mu celny cios pięścią, używając swojego ciała jak wielkiej dźwigni- noga w zakroku, całe ramię odchylone do tyłu, ruch barkiem przenoszący ciężar ciała… Pomieszczenie zawibrowało głuchym łupnięciem, ja zaś poczułam siłę uderzenia na własnej skórze.
Winda ponownie zawitała na tym poziomie, przywożąc Garrusa.
- Shepard?- patrzył na mnie zaskoczony, bo gdy wysiadał dźwięk po moim uderzeniu nadal unosił się w pomieszczeniu. Na kontenerze zaś zostawiłam odcisk swojej pięści.
- Pamiętasz jak opowiadałeś mi o walkach turian na statkach? Tych, które miały rozładować napięcie?
Kiwnął głową, zbliżając się. Uniosłam dłonie na wysokość oczu, zaciśnięte w pięści. Zrozumiał, choć nadal był zaskoczony.
- Chcesz walczyć?- wydukał.
Kiwnęłam głową. Zrobiłam krok do przodu, lekko uginając kolana. Garrus miał się na baczności, automatycznie przyjmując podobną pozycję do mojej. Nie miał na sobie kombinezonu, wiec nic nie krępowało jego ruchów. Nic, poza cienkim materiałem munduru pokładowego nie osłaniało miękkiej tkanki przed moimi atakami.
- Jedyna zasada to taka, żeby nie połamać drugiego- rzuciłam.
Chciał coś powiedzieć, ale nie zdążył. Przeskoczyłam na druga nogę, dezorientując go, a potem wyprowadziłam cios prosto w jego szczękę.  Nawet nie zdążył się zasłonić. Wykorzystałam to i natychmiast zaczęłam zadawać kolejne ciosy tam, gdzie mogłam sięgnąć- najpierw w odsłonięty brzuch, potem w bark, a gdy odsunął się nieznacznie, chcąc mi utrudnić zadanie- dokładnie w czułe miejsce jego tali.  Z każdym ciosem czułam rosnącą we mnie siłę. Frustrację, nad którą nadal nie mogłam zapanować, bo wypełniała każda komórkę mojego ciała. Dodatkowo napędzała mnie bierność turianina, który nawet nie przykładał się do obrony, nie wspominając o braku ataku. Wycofywał się tylko, marnie unikając kolejnych ciosów.
- Walcz!- zażądałam gniewnie, kolejny raz trafiając pięścią w jego brzuch.
Zatoczył się do tyłu, uderzając plecami o jeden z kontenerów. Tym razem wycelowałam w jego szczękę.
- Shepard!
Jego reakcja była błyskawiczna- udało mu się uchwycić mój nadgarstek. Wykręcił go boleśnie w bok, więc aby nie zostać ze złapaną ręką automatycznie obróciłam się zgodnie z jego wolą. Złość wypełniła moje płuca, nie pozwalając zaczerpnąć tchu. Za to zmysł wojownika pracował na najwyższych obrotach- chciałam uwolnić się, zadając cios łokciem drugiej ręki. Nie zdążyłam jednak tego zrobić, bo druga ręka Garrusa oplotła mnie, zamykając w szczelnym uścisku. Trzymaną wcześniej rękę unieruchomił mi poprzez wykręcenie jej na plecy i przyciśniecie miedzy naszymi ciałami. W ten sposób własnym oswobodzonym ramieniem pomógł sobie mnie utrzymać, gdy spróbowałam się wyrwać.
- Shepard, uspokój się!
Wierzgnęłam, próbując się wydostać, ale na nic się to zdało. Był turianinem, a ja ludzką kobietą. Nie ważne jak bardzo wprawiona byłam w boju, jeśli przeciwnik miał nade mną przewagę siłową po schwytaniu nie miałam niemal żadnych szans.
Co właściwie chciałam osiągnąć, atakując Garrusa? Czy chciałam udowodnić mu, że nawet w psychicznej rozsypce jestem w stanie walczyć? A może chciałam to udowodnić sobie? Albo chodziło tyko o rozładowanie napędzającej mnie furii? Znalezieniu furtki, która pozwoli mi się jej pozbyć? Jeśli tak, to nie udało mi się. Nadal byłam zła. Choć tym razem najbardziej na siebie. Bo straciłam panowanie nad sobą, przestałam się kontrolować i panować nad własnymi odruchami. Wyładowanie fizyczne nie było złym pomysłem, ale nieuzasadniony atak na przyjaciela zdecydowanie nie był tym, czym mogłabym się pochwalić w przyszłości.
Sama nie zauważyłam, że przestałam się wyrywać. Stałam niemal spokojnie, żaden mięsień nie był napięty w gotowości do ataku. Czułam tylko wilgoć na policzkach i chwilę zajęło mi zrozumienie, skąd się tam wzięła.
Płakałam. Płakałam po raz drugi od czasu mojego ponownego przebudzenia się do życia. Choć tym razem było to zupełnie inne doznanie… Bo nie był to zapierający dech w piersiach szloch. Łzy, zamazujące obraz tylko po to, żeby powolnie wydostać się na policzki i tam zaschnąć. Galopada myśli, których nie dawało się uporządkować. Nie, tym razem mogłam normalnie oddychać. Głęboko i orzeźwiająco. Cały czas widziałam wyraźnie, bo ciężkie krople tylko przez chwilę pozostawały na dolnych powiekach, aby ściec po policzkach i ciężko upaść na podłogę lub na rękę Garrusa, który nadal mnie przytrzymywał. Cały czas mogłam myśleć i analizować. Wyciągać wnioski.
Byłam komandor Eamy Shepard. Pierwszym ludzkim Widmem. Bohaterką Cytadeli. Tą, która pokonała Suwerena. Jedyną, która wiedziała, co spotkało galaktykę tysiące lat wcześniej i co czai się za przekaźnikiem Omega 4, aby powtórzyć tamtą rzeź. Kobietą, która potrafiła pociągnąć za sobą najbardziej nieokiełznane osobowości i wskazać im kierunek działania. Wiedzącą, co trzeba zrobić, nawet jeśli starzy przyjaciele i poplecznicy się od niej odwrócili. Potrafiąca odróżnić dobro od zła. I jakie działania podjąć, aby osiągnąć swój cel.
Gdy wyprostowałam się czując, że po wściekłości, która przejęła nade mną kontrolę nie ma nawet śladu, Garrus uwolnił mnie ze swojego uścisku. On mnie nie przytulał. Przytrzymywał mnie czekając, aż nad sobą zapanuję. Pozwalając pozbierać myśli i ułożyć je w głowie. Odwróciłam się do niego, spojrzawszy pewnie w jego oczy- choć jedno było jak zawsze przesłonięte panelem optycznym niestandardowego celowania. Nie było w nich złości czy gniewu. Ani poirytowania. Widziałam zrozumienie, gdy jedną ręką masował sobie obitą szczękę.
- Przepraszam.
On wiedział, że to było szczere. Znał mnie na tyle żeby wiedzieć, że rzadko kiedy używam tego konkretnego słowa. I znać tajemnicę, o której wiedzieli nieliczni- nigdy nie przeprosiłabym nikogo dlatego, że tak wypadało, dopóki sama nie uznałabym tego za stosowne z mojej strony.
Wyszczerzył się w rozbrajającym uśmiechu.
- Nie ma sprawy- machnął druga ręką lekceważąco- Ale obiecaj mi jedno- spoważniał.
Kiwnęłam głową zachęcając, żeby mówił.
- Jakbym cię kiedyś zaczął wkurzać, to mi przywal, tak prewencyjnie, okej?- musiałam mieć zdezorientowaną minę, bo wyjaśnił- Wiesz, nie chcę od ciebie oberwać, kiedy to ja będę przyczyną twojej furii. To grozi śmiercią.
Zaśmiałam się. Czysto, przejrzyście, głośno. I oczyszczająco. Tylko Garrus był w stanie wywołać u mnie taką reakcję zaledwie dwoma zdaniami i poważnym wyrazem twarzy. I to zaraz po tym jak wyładowywałam na nim swoją furię.

***

Po powrocie do kajuty zafundowałam sobie dużą porcję ćwiczeń. Nadal nie udało mi się wrócić do kondycji sprzed dwóch lat, ale codzienny trening przybliżał mnie do niej z każdym dniem.  Choć czułam ograniczenia własnego organizmu nie miałam zamiaru się im poddać. Tylko działaniem można coś osiągnąć.
Zimny prysznic pozwolił mi uporządkować niechciane myśli. Zepchnęłam je w głąb swojej świadomości i miałam nadzieję, że już nigdy nie będę musiała do nich wracać. Musiałam być skupiona na naszej misji. Inne rzeczy nie miały znaczenia.
Po wejściu do kajuty zobaczyłam czarną postać intruza pochyloną nad moim terminalem. W odruchu sięgnęłam po broń przymocowaną  przy pasku, ale moje palce na nic nie natrafiły. Dopiero wtedy dotarło do mnie, że pistolet leży na stoliku w dalszej części kajuty, a intruz to przecież ktoś z załogi.
Musiał usłyszeć, że weszłam, bo wyprostował się i odwrócił.
- Chciałem sprawdzić, czy już ci lepiej.- usprawiedliwił się turianin, odsuwając od terminalu.
Zobaczyłam, że nadal okno wiadomości jest otwarte, choć na spisie. Na samym szczycie listy widniała wiadomość od Kaidana.
- I już wiem, co cię tak wyprowadziło z równowagi- wskazał na ekran.
- Nie grzeb w moich rzeczach- ostrzegłam, podchodząc do krzesła. Niby wiedziałam, że nie powinien naruszyć mojej prywatności, ale poczułam się nieswojo wiedząc, że ktoś jest tak blisko moich prywatnych wiadomości. Zwłaszcza tych niewysłanych, pełnych tęsknoty, żalu i wyznań, które zapewne nigdy nie opuszczą ani moich ust, ani mojego terminalu.
- Nie czytałem- zapewnił- Ale myślałem, że po tym co powiedział na Horyzoncie…
- Należy do przeszłości- zapewniłam, zamykając okno. Odetchnęłam, żeby nie dać rozbudzić się irytacji, która dała o sobie znać- Usiądziesz?- wskazałam kanapę, znajdująca się za ścianą wystawki statków.
Skierował się tam bez słowa, dlatego podążyłam za nim. Usiedliśmy w dwóch przeciwległych krańcach kanapy. Garrus w tak charakterystycznym geście podwinął pod siebie jedną nogę, opierając obie ręce na kolanie. Złapałam się na tym, że naśladuję jego pozycję. Uśmiechnęłam się do samej siebie.
- Więc, jak widzisz, wszystko jest w porządku- zauważyłam- Problemy z Kaidanem właściwie nie istnieją po tym co powiedział.
- A ta wiadomość?- zapytał podejrzliwie.
Musiał przypuszczać, że to ja zainicjowałam kontakt ze starym towarzyszem. Co takiego dostrzegł na mojej twarzy wtedy, na Horyzoncie, że aż tak się zaczął przejmować moim samopoczuciem w tej sprawie? Czy dałam po sobie poznać emocje, które wtedy mnie ogarnęły? Czy mógł przypuszczać, że tamtej nocy wylałam wiele palących łez, próbując poradzić sobie z kolejną stratą? Że okazałam wtedy słabość, pozwalając przejąć swoim emocjom kontrolę nad tym, jaką osoba jestem i co jest dla mnie priorytetem? Zawsze był dobrym obserwatorem…
- Próba wytłumaczenia tego, dlaczego się od nas odwrócił. Dość nieporadna, swoją drogą.
Nie wyglądał na przekonanego, obserwując mnie bez słowa.
- Daj spokój, Garrus- użyłam najbardziej zblazowanego tonu, na jaki było mnie stać. Odchyliłam się, opierając niedbale rękę na podłokietniku- Teraz to już tylko przeszłość.
Sama czułam, że te słowa są kłamstwem. Że cokolwiek się wydarzy nie będę w stanie patrzeć na jego zachowanie przez pryzmat porzucenia Normandii i załogi. To była sprawa między mną a nim, dotyczyła nas, którzy już nie istnieli. Dróg, które kiedyś się skrzyżowały po to, aby rozejść się w tak drastyczny sposób. Nie widziałam możliwości naprawy naszych relacji, bo znałam Kaidana- jego niechęć do zmiany poglądów i nieumiejętność przyznania się do błędu w niektórych sytuacjach. A ta się do nich zaliczała. Mogłam paść przed nim na kolana tłumacząc, czemu zdecydowałam się na współpracę z Cerberusem. I jakkolwiek dobre argumenty bym przytoczyła nic by to nie zmieniło. Cerbersus to terroryści. Koniec tematu. A skoro ich symbol zdobi mój statek i kombinezon to wszystko jest jasne- zdradziłam Przymierze. Zdradziłam Radę. Zdradziłam nas.
    Długo przyglądaliśmy się sobie w milczeniu. Zastanawiałam się, co jeszcze powinnam powiedzieć, aby go uspokoić. Jakimi słowami przekonać go, że wszystko jest już w porządku i zamierzam dokończyć naszą misję.
- Jestem tą samą komandor Shepard, którą byłam- zapewniłam w końcu. Chciałam w to wierzyć.
- To wiem- wstał- Bogatszą o nowe doświadczenia- zauważył- A te zazwyczaj nas zmieniają…
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć na takie ultimatum. Skierował się do wyjścia, choć zatrzymał się na chwilę kładąc dłoń na moim ramieniu.
- Pamiętaj o tym. I nie staraj się wymazać przeszłości-poradził. Spojrzałam na niego zaskoczona i zobaczyłam, jak się uśmiecha- I radzę nie usuwać śladów jego bytności w teraźniejszym życiu. Może za jakiś czas będziesz na nie patrzyła bez bólu?
Wyszedł, pozostawiając mnie osłupiałą na kanapie. Kiedy Garrus zmienił się w eksperta od problemów emocjonalnych?
Kolejne części powstają, więc utrzymując logiczny ciąg zaczynam je powoli udostępniać.
Zdaję sobie sprawę, ze osoby, które nie grały w tryglogię Mass Effect moga nie wszytsko rozumieć (choć staram się umieszczać wyjaśnienia w tekście), wiec w razie co służę wyjaśnieniami.
Część dedykuję :iconavarati-elvo:, bo ostatnie rozmowy z nią były wyjatkowo przydatne przy pisaniu kolejnej cześci ;)

Poprzednia część: [link]
Kolejna część: [link]

Większosć świata i postaci należy do BioWare
© 2013 - 2024 EamyCross
Comments4
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In
Kiara2909's avatar
O proszę, Garrus filozoficzny :3 Boże, jak to się dzieje, że to do niego w ogóle pasuje???? Nie wiem, ale świetny fragmencik <3 Jestem nienasycona tą postacią i chyba jeszcze długo nie będę, jeśli będziesz go tak dobrze opisywała :heart:

Jestem baaaaardzo ciekawa, do jakich wniosków dojdzie Shepardówna. :D


" Że po prostu muszę się w końcu wylądować, bo zwariuję." ;P
"W ten sposób oswobodzonym własnym ramieniem pomógł sobie mnie utrzymać"- własnym oswobodzonym;
"Po powrocie do kajuty zafundowała sobie dużą porcję ćwiczeń." - zjadłaś "m". Smacznego ;)
powtórzenie "kanapy"
"Problemy z Kaidanem właściwie nie istnieje" - "ą"