literature

Wybory VII

Deviation Actions

EamyCross's avatar
By
Published:
1.1K Views

Literature Text

Sama nie wiedziałam, dlaczego zgodziłam się na tę absurdalną propozycję. Zrobiłam to, aby zachować twarz? Albo żeby nie musieć się tłumaczyć z podjęcia innej decyzji? A może po prostu byłam zbyt wyprowadzona z równowagi, żeby przeanalizować skutki takiej sytuacji?
Nie, przecież nikt z nich nie sprzeciwiłby się, gdybym odmówiła. Miałam pełne prawo postąpić zgodnie z własnym zamysłem. Dlaczego więc znalazłam się w tej kłopotliwej sytuacji?
Bo jesteś kretynką i próbujesz udowodnić coś Garrusowi...
Podniosłam wzrok ze swoich splecionych rąk. Utkwiłam gniewne spojrzenie w turianinie, zajmującym miejsce naprzeciwko mnie. Siedział rozparty niemal nonszalancko. Długie nogi wyciągnął przed siebie, zakładając jedną kostkę na drugą. Ramiona także skrzyżował na piersi, a odchylona na zagłówek głowa mogła sugerować, że drzemie. O tym, że tak nie jest świadczyły oczy utkwione w suficie Kodiaka. Wyglądał, jakby myślami był gdzieś daleko.

- Shepard- to Garrus zaskoczył mnie, gdy przeprowadzałam diagnostykę swojego pancerza zanim dotrzemy do Mgławicy Pylosa- dlaczego zgodziłaś się na powrót Kaidana?
Zaskoczona bezpośredniością pytania, oraz tym że zadał je bez żadnego skrępowania stojącymi nieopodal Vegą i Cortezem, straciłam na moment koncentrację, ponownie wydając polecenie naprawy, działającej już, bariery kinetycznej. Odwróciłam się do niego natychmiast, mrużąc groźnie oczy. Kto jak kto, ale akurat on powinien być delikatniejszy, jeżeli chodzi o ten drażliwy temat.
- Kwestionujesz moje decyzje?- zapytałam wojowniczo. Nadal byłam zła po rozmowie z Kaidanem.
- Skąd!- zapewnił, uśmiechając się, co tylko bardziej wyprowadziło mnie z równowagi-Po prostu wiedząc jakie stosunki panują między wami… Cóż, chyba nawet on nie liczył na to, że się zgodzisz na jego powrót.
- Skąd wiesz, rozmawiałeś z nim na ten temat?- odwróciłam się do niego plecami. Miałam nadzieję, że chęć mordu, którą odczułam względem przyjaciela zniknie, jeśli rozproszę swoją uwagę dalej zajmując się swoim pancerzem. Wyłączyłam komunikat o naprawionej barierze, przechodząc do sprawdzania szczelności komór tlenowych.
- Na tyle, na ile można to nazwać rozmową…- nie dał się zbyć. Podszedł bliżej i z niebywałą nonszalancją oparł się pośladkami  o stół, przy którym pracowałam. Skrzyżował ramiona a jego twarz ozdobił ten dobrze mi znany uśmiech pewności siebie, co dawało jasno do zrozumienia że nie odpuści, dopóki nie dostanie odpowiedzi na swoje pytanie.
- Czy ja muszę się tłumaczyć ze wszystkich decyzji, których ktoś nie rozumie?- zaatakowałam, mając nadzieję na uniknięcie drażliwego tematu. Że Garrus po prostu zrozumie, że to nie moment na tę rozmowę.
Bo co ja mu miałam powiedzieć?
- Niee…- w tak charakterystyczny sposób przeciągnąć ostatnią literę, że prawie się uśmiechnęłam- Tylko nie rozumiem twojego zachowania. Znam sprawę Horyzontu- zaczął wymieniać- tego jak się zachowywał przed i na Marsie…
Spojrzałam na niego zaskoczona i chyba dlatego zamilkł. Nie było go wtedy z nami, więc skąd mógł wiedzie o chłodzie i rezerwie, z jakim Kaidan do mnie wtedy podszedł?
Nie wyglądał jednak na szczególnie zakłopotanego, że zna te detale.
- Skąd…?- zaczęłam, zapominając o swoim pancerzu. Wpatrzyłam się w niego, żądając odpowiedzi.
- Mam swoje źródła.-uciął, wzruszając ramionami- Potem nie odwiedziłaś go w szpital- podjął, jak gdyby nigdy nic- choć cię zapraszał… To akurat wiem od niego, bo mnie też zaprosił- dodał, jakby mimochodem- Następnie omal się nie pozabijaliście, bo stanął między Toba a Udiną. I mimo tego wróciłaś na Normandię z nim u boku.  Naprawdę dziwi cię, że nawet ja się zgubiłem?
Patrzyłam na niego, niedowierzając. Czy ten turianin, który stał przede mną był tym samym, który do tej pory okazywał mi tyle wsparcia i zrozumienia? Czemu żądał ode mnie odpowiedzi akurat na to jedno pytanie, na które ja sama nie byłam w stanie jasno odpowiedzieć? Wtedy, gdy szykowaliśmy się do naszej samobójczej misji przeciwko Zbieraczom miałam problem z własnymi uczuciami, czy więc nie było logiczne, że gdy przybyli Żniwiarze a my walczymy o to, aby uratować jak najwięcej istnień tym bardziej nie mam czasu analizować swoich wewnętrznych problemów?
Odrzucenie przez Kaidana zmusiło mnie do tego, abym i ja odsunęła wszystkie sprawy z nim związane od siebie. Kochałam go nadal, mimo tej dzielącej nas przepaści, ale nie mogłam pozwolić, aby własne problemy przesłoniły zadanie, którego się podjęłam.
Nawet, jeśli nie umieliśmy już ze sobą rozmawiać.
- Gdybym w swoim postępowaniu zaczęła kierować się emocjami, a nie twardym osądem sytuacji, już dawno wszyscy bylibyśmy martwi.- wycedziłam- Jest świetnym żołnierzem, a ja potrzebują najlepszych. Wiesz to.
Mierzyliśmy się wzrokiem.
Garrus nie odpowiedział od razu. Wyglądał jakby nadal się nad czymś głęboko zastanawiał. Zerknął na Vegę i Corteza, którzy nadal zażarcie o czymś dyskutowali, stojąc przy skrzyniach z wyposażeniem. A potem nachylił się i dostrzegłam błysk rozbawienia w jego oczach gdy zapytał:
- Naprawdę wierzysz, że nabiorę się na ten argument?



Nadal byłam na niego wściekła. Zachowywał się, jakby wiedział o mnie wszystko- nawet to, czego ja sama nie byłam świadoma. Albo byłam, ale nie chciałam o tym mówić głośno.
Czasami zazdrościłam Javikowi jego czarno-białego podejścia do życia. Osoba, która zdradziła była wrogiem i tyle w temacie. Zapewne gdyby znał historię mojego związku z Kaidanem zasugerowałby wypchnięcie go przez śluzę. Albo to mnie chciałby się pozbyć w ten sposób, za współpracę z Cerberusem...
- Pani komandor- usłyszałam głos Corteza- mamy problem.
Poderwałam się błyskawicznie, podchodząc do jego fotela.
- Melduj.
- Na całej planecie wykrywam obecność Żniwiarzy.
- Czego tutaj szukają?
Nie udało mi się powstrzymać odruchu wzdrygnięcia, gdy głos Kaidana dobiegł tuż zza moich pleców. Nawet nie słyszałam, jak wstawał.
- Tego co my, zapewne…- rzucił pilot.
- Teren wykopalisk?- zażądałam doprecyzowania.
- Najbardziej oblegany. Chwila, włączam wid…
Namakli była suchą planetą, dlatego widok piaskowców i kamieni nie stanowił dla nas żadnego zaskoczenia. Jednak rozległy kanion, w którym znajdował się teren wykopaliska przeszedł moje oczekiwania- spodziewałam się metalowych konstrukcji ustawionych ze specjalistycznych kontenerów, być może namiotów badawczych i z daleka widocznych maszyn pomiarowych. Dostrzegłam jednak metalowe pobojowisko, które najwyraźniej kiedyś znajdowało się na ścianie jednej z gór. Nawet z tej odległości można było dostrzec poruszające się jednostki. Cała naruszona konstrukcja żyła własnym życiem, niczym jakieś makabryczne mrowisko. A to oznaczało kolejną jatkę z całym batalionem zombiaków, grasantów i kanibali… Pomijając niebo upstrzone korsarzami.
- Spróbuj nawiązać łączność. A nas będziesz musiał gdzieś wysadzić.
Odwróciłam się i minęłam zszokowanego Kaidana. Garrus też stał, obserwując całą sytuację.
- To chyba jednak nie będzie tak proste, jak uwolnienie Liary na Therum, co?- zapytałam złośliwie.
- Fakt.-  odpowiedział spokojnie- No i nie mamy Maco.
Wywróciłam tylko oczami.
- Przypominam sobie kilka komplikacji przy misji na Therum- wtrącił Kaidan.
- Gethy, behemoty i ich pancerniki?- dopytał turianin.
- A na końcu jacyś najemnicy.
To wspaniałe, że nie opuszczał ich dobry nastrój.


***


Ann siedziała na krześle i czekała, aż podejmę działanie.
- Czy mówiłem już...
- Zamknij się, Vega- rzucił Kaidan, stojący obok EDI przy konsoli.
Nienawidziłam, gdy to ktoś inny narażał się na niebezpieczeństwo. Skąd mogliśmy wiedzieć, jakie skutki indoktrynacji Ann będzie odczuwała w przyszłości? Albo czy nie stanie jej się krzywda teraz? Albo czy sami nie narazimy się na indoktrynację. Nie powinna podejmować takiego ryzyka. Nie powinna w ogóle znaleźć się w całym tym zamieszaniu, a jednak...
Po raz kolejny podrapałam się po bliznach na skroni. Nie mogłam unikać odpowiedzi w nieskończoność. Choć każda komórka mojego ciała buntowała się przed tą decyzją… cóż, nie mogłam wyręczyć Ann w tym szaleństwie. Mogłam tylko z ciężkim sercem zgodzić się na pomoc, która oferowała licząc, że koszt nie będzie wysoki.
- James, opuść ekran.
Spojrzał na mnie wilkiem, ale posłusznie podszedł do panelu. Kaidan w tym czasie podszedł do kobiety. Porucznik spojrzał na mnie, unosząc rękę. Wciskając guzik zameldował:
- Ekran opuszczony.
Artefakt niemal natychmiast zaczął mienić się wewnętrznym blaskiem. Zmusiłam się do spojrzenia na Ann. Siedziała na krześle, utkwiwszy wzrok w podłodze. Wyglądała, jakby medytowała.
- I jak?
EDI cały czas pracowała przy konsoli. Kaidan i Vega stali za Ann, tak aby nie wywierać na niej presji, ale w razie czego być gotowym do działania. Bo kto wie, co się wydarzy? Pozostało nam tylko czekać.
- Czuję…- odezwała się po chwili-... chłód…
Zobaczyłam, jak niemal wszystkie jej mięśnie napięły się nagle, a ona odrzuciła głowę do tyłu. Choć z jej ust nie wyrwał się żaden dźwięk wyglądała, jakby sprawiało jej to ból. Gdy jej głowa opadła niemal bezwiednie na klatkę piersiową odezwała się dziwnie zmienionym głosem.
- Zawróć. Ciemności nie można pokonać.
- Mam sygnał!- zameldowała w tym samym momencie EDI.
Podeszłam do Ann, łapiąc ją za ramiona.To był ten moment- przełom, na który czekaliśmy. A przynajmniej na to liczyłam.
- Znajdę cię- musiał mnie słyszeć, skoro był w stanie kontrolować swój avatar- Jestem na twoim tropie, a Żniwiarze depczą mi po piętach- sama nie byłam pewna czy bardziej grożę czy ostrzegam.
- To ty ich sprowadziłaś- padła wściekła odpowiedź- Jesteś naszym zagrożeniem.
Mięśnie Ann drgały pod skórą, jakby walczyła z kontrolująca ją siłą. Drżała cała, dlatego nie zdziwiło mnie, że zarówno Vega jak i Kaidan próbowali ją przytrzymać. Zabrałam ręce, aby im nie utrudniać.
- Też jesteś groźny. Widziałam, co potrafisz. Jesteś potrzebny w tej wojnie.
- Nie ma wojny. Są tylko żniwa.
Znowu to określenie. Nadal nie wiedziałam co dokładnie ma oznaczać, ale patrząc na to, co się dzieje… Czułam narastająca złość. Odpowiedzi nadal mieliśmy jak na lekarstwo, a sytuacja tylko się pogarszała. A to coś...
- Nie- warknęłam- Możemy to zatrzymać. Możemy wygrać!
- Cykl nie może zostać przerwany- padła sucha odpowiedź.
Cykl. Nasz cykl. Drugi o którym wiedzieliśmy. Ale czy nie było ich więcej? Może proteanie wcale nie byli pierwsi?
Dotarło do mnie, że Ann przestaje dygotać. Nie byłam w stanie dostrzec jej zamkniętych oczu, ale zobaczyłam stróżkę krwi, cieknąca z nosa.
- Znajdę cię- ostrzegłam- James, ekran!
Vega doskoczył do panelu, podnosząc osłonę artefaktu. Kaidan złapał Ann, osuwającą się z krzesła. Położył ją na podłodze, podczas gdy James wzywał pomoc medyczną. Wiedząc, że się nią zajmą podeszłam do EDI.
- Dało to coś?
Przez moment nie odpowiadała, nadal klikając w klawiaturę. Podniosła jednak po chwili wzrok na mapę.
- Tak. Wyodrębniłam dwie lokalizacje, relatywnie blisko niebie.
Poczułam ulgę. Przynajmniej tyle…


***


Rzuciłam kolejnym przekleństwem, znowu zawracając przy włazie Kodiaka.
- Jeśli przeklinanie w czymś pomoże, mogę ci podrzucić parę wulgaryzmów po hiszpańsku.
Jednak nawet sam Vega się nie uśmiechnął. Siedział na skrzyni wściekle klikając w datapad. Nasza sytuacja była dramatyczna. Nie mieliśmy łączności z Normandią, zasilanie Kodiaka padło, a w każdej chwili mogły nadciągnąć kolejne sił Żniwiarzy. Choć Kaidan i Cortez cały czas dłubali w systemach maszyny i próbowali cokolwiek zmienić, miałam złe przeczucia.
Musiałam podjąć jakąś decyzję.
- Chrzanić to.
Obróciłam się w stronę Trytona, mocując karabin w zatrzasku na plecach.
- Shepard?
Kaidan podniósł się od przewodów przy których pracował i poszedł za mną. Zaraz za nim ruszyła pozostała dwójka.
- Dopóki nie nawiążecie łączności z Normandią jesteśmy tu uziemieni- zauważyłam. Złapałam wystający ponad moją głową uchwyt i podpierając się drugą ręką podciągnęłam do kabiny Trytona.- Więc nie będę tu bezczynnie siedzieć. Schodzę na dół i znajdę Lewiatana. Nie będziemy marnować czasu na bezczynne czekanie.
- Ale…- Vega chciał coś wtrącić, ale przerwał, gdy na niego spojrzałam.
- Schodzę na dół. Cortez, sprawdzmy jeszcze raz systemy.
Pilot kiwnął głową i uruchomił swój omni-klucz. Zamknęłam właz i sięgnęłam do włącznika, budząc starą maszynę do życia. Cały panel kontrolek zamigotał. Na szybie wyświetliły się parametry. Jeszcze raz upewniliśmy się, że wszystko powinno działać, skaribrowaliśmy system łączności i skierowałam maszynę do krawędzi platformy.
- Shepard, może lepiej by było, gdyby któryś z nas…
- Dzięki Vega, poradzę sobie.
To ja byłam dowódcą. To ja będę ponosić odpowiedzialność za swoje decyzje. To w końcu ja uparłam się znaleźć Leviathana. Nawet jeśli mi się nie uda lepszą śmiercią jest zginąć z bronią w ręku odpierając wroga, niż utopić się w starej maszynie… Przynajmniej tyle mogłam dla nich zrobić.
Mam już wprawę w duszeniu się. Ta myśl omal nie spowodowała, że wybuchnęłam śmiechem.
- Jeśli stracimy łączność, ale uda wam się uruchomić Kodiak, macie uciekać.
Wydawanie rozkazów miałam opanowane do perfekcji. Choć czułam w kościach, że to czyste szaleństwo i najprawdopodobniej ostatni raz widzę moich ludzi, głos mnie nie zdradził. W końcu byłam cholerną Komandor Shepard, wraz ze wszystkimi tytułami, których nigdy nie chciałam.
- E… Shepard…
Głos Kaidana w komunikatorze zabrzmiał niemal jak szept. Natychmiast przywołał wspomnienie pożegnania na Normandii, gdy ruszałam na Ilos. Brzmiał dokładnie tak samo- jednocześnie poruszony, oburzony i zrezygnowany. Jakby żegnał się na zawsze jednocześnie błagając, abym wróciła.
Omal nie zawróciłam Trytona, aby wysiąść i wpaść mu w ramiona. Od czasu tego nieporozumienia w mojej kabinie unikaliśmy jakichkolwiek drażliwych tematów i można by pomyśleć, że nasze relacje są na najlepszej drodze, abyśmy w końcu się dogadali. A ja wpakowałam nas w taką misję, z której najprawdopodobniej już nie wrócimy.
- To rozkaz.

***


Nie tylko czułam chłód indoktrynacji, ale także wściekłość, która ogarnęła mnie w rozmowie z Leviathanem. Choć przejął nade mną kontrolę, choć odebrał mi możliwość ruchu, widzenia i słyszenia, a ukazywał tylko stworzoną przez niego wizję nadal potrafiłam czuć własne emocje. Determinację, aby przekonać go do swoich racji lub uciec i walczyć dalej bez niego. Nadal mu się opierałam, pomimo iż czułam niemal fizyczny ból świadomości.
- Mówisz, że jestem anomalią. Widzisz więc moją siłę. Wiesz, że jestem w stanie to powstrzymać.
Już dawno nie byłam tak pewna celu, do którego dążę. Tak wiele zrozumiałam wysłuchując opowieści tego stwora… Wiedziałam, że mam rację. Żniwiarzy należy zgładzić. Nie tylko po to, żeby uratować nas. Także po to, aby powstrzymać kolejne cykle. I aby pomścić wszystkie te rasy, które wyginęły przez nieostrożność pierwszego inteligentnego gatunku.
- To za mało.
- Jesteś tak krótkowzroczny, jak twoi przodkowie- warknęłam- Skoro jesteś takim tchórzem, siedź w swojej norze. Ale wypuść mnie i pozwól mi to zakończyć. Raz na zawsze.
- Jesteś niewiarygodnie pewna siebie.
- Owszem. Widziałeś moje życie. Udowodniłam swoją wartość.
Nagle wszystkie wizje zniknęły. Znalazłam się sama w mrocznej pustce.
- Rozumiem, czemu Żniwiarze widzą w tobie zagrożenie- zgodził się w końcu.- Niech i tak będzie. Poprzemy twoją walkę. Ale pamiętaj, że umierając będziesz sama.
Nie zgodziłam się z nim. Miałam nadzieję, że nadal widzi to, co przywołałam- obraz wszystkich moich przyjaciół i bliskich. Moją siłę napędową do działania.
I nagle przenikający mnie aż do szpiku kości chłód indoktrynacji zniknął. Uchyliłam powieki i choć nie widziałam wyraźnie natychmiast zrozumiałam, że coś jest nie tak. Ciemność za szybą Trytona falowała, ale bliżej mnie grało czerwone światło. To paliły się chyba niemal wszystkie kontrolki. Zimno, które czułam teraz było bardziej namacalne. Jakbym nie marzła moja dusza, a ciało.
Woda…
Miałam świadomość, że nie powinno jej być tu, gdzie się znajduję. Spróbowałam unieść rękę, aby wcisnąć guzik awaryjnego wynurzania, ale zamiast tego poczułam przeraźliwy ból. W głowie pulsował intensywny uścisk skroni powodując falowanie obrazu. Piszczało mi też w uszach i nie byłam pewna czy to dźwięki ostrzegawcze wydawane przez maszynę, czy to mnie się coś stało.
Skup się!
Niemal nadludzkim wysiłkiem pokonałam ból w ręce, zmuszając ją do poruszenia się. Choć całą skórę atakowały miliony zimnych ukąszeń udało mi się przenieść ją nad panel sterujący. Ujrzałam przed oczami migotliwe plamy, otoczone ciemnością.
Nie mogę stracić przytomności!
Pamiętałam, że muszę się stąd wydostać.
Tylko skąd właściwie?
Otworzyłam ponownie oczy.
Dlaczego były zamknięte?
Zamrugałam gwałtownie powiekami, próbując wyostrzyć wzrok.
Zemdlałam.
Panel kontrolny błyszczał czerwienią. Kończył się tlen, szwankował system podtrzymywania życia, uszczelki przepuszczały wodę, ciśnienie w Trytonie zmieniało się szybciej niż powinno. Piszczało mi w uszach, w skroniach czułam narastający uścisk. I było mi zimno, tak koszmarnie zimno…
Musze spróbować wywołać… Kogo? Kto ze mną był?
Nim otworzyłam oczy w lewej części mojego ciała eksplodował ból. W nozdrza wdarł się jakiś dziwny zapach, który powinnam znać. Zaatakowały mnie dźwięki. Huki, eksplozje, okrzyki…
- Zostań ze mną, Shepard!
Wiedziałam, że to do mnie. Wiedziałam, że znam ten głos i właściciela, ale nie mogłam sobie przypomnieć kim on jest. Chciałam odpowiedzieć, że przecież nigdzie się nie wybieram, ale nie pamiętałam, jak się mówi. Uchyliłam powieki i zobaczyłam feerię migotliwych plam zlewających się z atakującym mnie hałasem, zamknęłam je więc natychmiast. Im mniej boźdzców będzie musiał przetworzyć mózg, tył łatwiej sobie poradzi.
Skup się, do cholery!
Poza potwornym bólem głowy i w kończynach… a właściwie w całym ciele czułam też zimno. Nie to zimno mentalne, jak podczas rozmowy z Leviathanem. Malutkie szpileczki bólu odczuwałam na całej skórze.
- Cortez, odlatuj! Mam ją!
Poczułam szarpniecie. Czułam bujanie. Czy to oznaczało, że jakimś cudem nie utonęłam, a wynurzyłam się i żyje? A moi ludzie zabierają mnie na Normandię?
- Vega, dawaj koce grzewcze!- znałam ten głos. Ciche trzaski, które słyszałam też były znajome- Jest przemoczona, pomóż mi zdjąć z niej pancerz.
Zaczynałam rozumieć. Wróciły wspomnienia. Przylecieliśmy na odludna planetę znaleźć Leviathana. Pole siłowe kontrolowane przez niego uwięziło nas na dryfującym fragmencie statu. Zeszłam pod wodę, aby odnaleźć pradawnego stwora, a oddział składający się z Corteza, Vegi i…
- Nie…- zaczęłam, gdy dotarło do mnie, że to właśnie Kaidan zdejmuje ze mnie pancerz, aby mnie ogrzać. Dostałam jednak gwałtownego napadu kaszlu.
- Shepard!- usłyszałam ulgę w jego głosie- Zostań ze mną, słyszysz?!- poczułam ciepło jego dłoni, gdy objął nimi moją twarz, zmuszając do uniesienia głowy- Nie wolno ci znowu stracić przytomności!
Odkaszlnęłam jeszcze raz, otwierając oczy. Siedziałam na podłodze Kodiaka oparta o ścianę, w połowie rozebrana z pancerza. Jego kawałki walały się obok, tworząc dookoła kałużę wody. Po prawej kucał Vega, odpinając kolejne zabezpieczenia i ściągając ochraniacze z moich nóg. Jego widziałam jednak tylko katem oka, bo przy moim lewym boku klęczał blady Kaidan, wpatrując się we mnie szeroko otwartymi oczami.
- Nie strzeliłabym- wychrypiałam, każdym słowem kalecząc sobie gardło.
- Co mówi?- dopytał James.
W brązowych oczach przede mną zobaczyłam zaskoczenie.
Dość już tych niedomówień. Dość kłamstw i wzajemnego oszukiwania. Dość zadawania sobie bólu. Znowu otarłam się o śmierć, a nie chcę tym razem zostawić za sobą niedokończonych spraw.
- Nie strzeliłabym do ciebie- powtórzyłam wyraźniej,
Szok na twarzy Kaidana przemieszał się z ulgą, w tak cudowny sposób zmiękczając jego rysy, gdy dotarł do niego sens moich słów. Oczy mu zabłyszczały tą ciepłą barwą, której nie widziałam od lat. Wąskie wargi uniosły kąciki ust w lekkim uśmiechu.
- Wiedziałem…- szepnął.
A potem pochylił się i po raz pierwszy od lat nasze usta znowu się spotkały. Choć w tym pocałunku brakowało początkowej niepewności, z jaką całował mnie kiedyś i ten był tak samo ekscytujący. Choć czułam, że drżę z zimna ciepło jego warg w przyjemny sposób kontrastowało z chłodem, który odczuwałam.
- Ekhem..
To James się wtrącił. Kaidan odsunął swoje usta od moich, nadal otulając moje policzki dłońmi.
- Może rozgrzaniem pani komandor w ten sposób zajmiesz się później, majorze?
Cóż... szybko poszło.

Dedykuję :iconkiara2909:, dzięki której odnalazłam swojego Wena ^^ Znalezienie nowych opowiadań dzięki Tobie dąło mi niezłego kopa <3


Poprzednia część: eamycross.deviantart.com/art/W…


Większosć świata i postaci należy do BioWare.
© 2016 - 2024 EamyCross
Comments1
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In
Kiara2909's avatar
Jaaa *. * świetne, mega mi się podoba opis jak Shepard traci przytomność, jak ma metalik w głowie! Żałuję, że nie opisałaś schodzenia pod wodę - na mnie w grze zrobiło to niesamowite wrażenie. Brzmiał wody, ciemność.. I ta cisza. Aż mam ciarki :D Anyway, co mi się jeszcze podobało? Jak Shepard powiedziała że by nie strzeliła - TEN moment... Bardzo mi się to podobało! :heart: