literature

ME3- Wybory.

Deviation Actions

EamyCross's avatar
By
Published:
530 Views

Literature Text

II kwartał, 2186
SSV Normandia

Rzeź. To właśnie na nas czekało. To właśnie do nas przyszło. Czy zdążę jeszcze cokolwiek na to poradzić?


Spojrzałam na nieśmiertelniki, które trzymałam w dłoni. Nowe, błyszczące, nieskażone nawet jedną rysą. I te drugie, pociemniałe, podrapane, wygięte, leżące na biurku. Na pierwszych było moje imię, nazwisko, grupa krwi i stopień wojskowy. Brakowało przydziału służbowego- podejrzewałam, że Anderson próbował przywrócić mnie do służby, dlatego kazał je zrobić. Nie wiedział tylko gdzie uda mu się mnie wcisnąć, dlatego zabrakło tej informacji. Świadomość tego, że jako jeden z niewielu próbował mi pomóc, była pocieszająca.
Na starych nieśmiertelnikach, których nie odebrali żołnierze wyprowadzający mnie z pokładu Normandii, było więcej danych. Był stary przydział, ale także wyryty status Widma, który dobiłam na własną rękę. Co prawda nie podlegałam wtedy bezpośrednio Przymierzu, ale dla mnie to była całość- Komandor Eamy Shepard, SSV Normandia, Widmo. To te nosiłam, gdy ścigałam Sarena. To te miałam na sobie, gdy Zbieracze zniszczyli pierwszą Normandię. Je właśnie dostałam w prezencie od Liary, która odzyskała moje pokiereszowane ciało z rąk agentów Handlarza Cieni. To w nich zniszczyłam Bazę Zbieraczy. Były niemal integralną częścią mnie.
    Zamaszyście otworzyłam szufladę i cisnęłam do niej nieśmiertelniki, którymi Anderson przywrócił mnie do służby. Były ważne, ale tylko w tamtej chwili. Wstając, sięgnęłam po te stare. Odnotowałam też w pamięci, aby dowiedzieć się, co stało się ze wszystkimi moimi rzeczami, którymi wypełniona była kajuta, nim oddalam statek Przymierzu.
- EDI, ile zostało do lądowania na Marsie?
- Za dwadzieścia minut będziemy prawie na miejscu- zameldowała SI, gdy wsiadłam do windy-  Jednak stan pogodowy uniemożliwia lądowanie, polecicie więc promem.
    Polecicie. Znaczy ja, porucznik James Vega i major Kaidan Alenko.  Normandia została ewakuowana w pośpiechu i naprawdę olbrzymim szczęściem było to, że wystarczająca ilość załogi potrzebnej do obsługi statku, była na pokładzie.  Nie byłam zaskoczona, że Joker siedział za sterami- chyba po prostu przyrósł do fotela. EDI również działała, co dawało mi możliwość nadrobienia zaległości z ostatnich miesięcy.  Cieszyłam się z obecności Jamesa, bo poznałam go trochę i wydawał się znakomitym towarzyszem do każdej ciężkiej wyprawy, a nasza zdecydowanie taka była.  Sprawiał pozory osiłka, jakich wielu w organizacjach militarnych, bez myślenia wykonującego każdy rozkaz. Nawet ten najgłupszy.  Ale podczas kilku rozmów z nim zauważyłam, że to tylko iluzja, bo…
   Drzwi windy otworzyły się na poziomie Centrum Informacji Bojowych, a mój wzrok skrzyżował się z tak dobrze znanym brązem oczu Kaidana.

*

Szłam płytą lądowiska prosto do drzwi hangarów, trzymając się blisko Andersona. Ogłuszały mnie krzyki zgromadzonych dziennikarzy i żołnierzy, którzy obserwowali mój powrót na Ziemię.  Starałam się jednak lekceważyć obelgi i wyzwiska, którymi mnie raczono, a spośród których morderczyni i kryminalistka były najdelikatniejszymi.  Czułam za plecami obecność porucznika Vegi, która w dziwny sposób uspokajała. I starałam się kontrolować ukradkowe spojrzenia, które od czasu do czasu wymykały mi się na boki, aby ocenić zagrożenie. Stary odruch, nabyty podczas lat służby mógł w tej chwili okazać się zapalnikiem dla tego rozwścieczonego tłumu. Wystarczyłoby tylko, aby jedna osoba odebrała mój wzrok jako wyzwanie, a nie wiadomo jak wszystko mogłoby się potoczyć. Nie chciałam, aby broń, którą na wyposażeniu mieli eskortujący mnie żołnierze musiała zostać użyta w mojej obronie...
Choć starałam się jak mogłam, zerkania nie udało się całkowicie powstrzymać. Widziałam grymasy pogardy na twarzach zebranych żołnierzy, podekscytowanie na twarzach dziennikarzy którzy próbowali dostać od nas odpowiedź na zadawane pytania, frustrację osób wysoko postawionych w Przymierzu- tym, że muszą marnować swoje siły na poradzenie sobie z problemem, który wywołałam. I gdy już dochodziliśmy do drzwi hangarów, a ja po raz kolejny odruchowo oceniłam zagrożenie, dostrzegłam jego- stał pomiędzy najbliższym rzędem dziennikarzy i żołnierzy, jako jedyny nie otwierając ust. Śledził każdy nasz ruch, mój ruch, a mięśnie jego przystojnej twarzy napięte były od targających nim emocji- dziwnej mieszanki pogardy, irytacji i złości, ale też jakby wyrzutów umienia i skruchy. Chociaż może to ostatnie tylko chciałam dostrzec, gdy nasz wzrok skrzyżował się na ułamek sekundy, nim odwróciłam gwałtownie głowę, a on zniknął w tłumie?

*

Powietrze w windzie zgęstniało, gdy w milczeniu zjeżdżaliśmy do hangaru. Od naszego ostatniego spotkania na Horyzoncie po raz pierwszy odezwał się do mnie, gdy Anderson prowadził mnie przed oblicze Rady Sił Zbrojnych Przymierza Systemów, a Kaidan właśnie wychodził ze spotkania z nimi. Nie dało się tego nazwać  rozmową- kurtuazyjnie się przywitaliśmy, ale jego uwaga po moim zaskoczeniu jego stopniem była niemal jak atak. Zupełnie jak raport, który zdał mi po moim przejęciu Normandii. Czułam dystans, z jakim do mnie podchodził. Został uwięziony na moim statku i byłam pewna, że jedyne o czym myśli, to zmiana przydziału. Chwilowo jednak zapanował za duży chaos, żebym mogła się nad tym zastanawiać. Najprawdopodobniej zaś Kaidan nadal widział we mnie agentkę Cerberusa, zdrajczynię Przymierza.
Wybawieniem okazało się dotarcie do hangaru. Vega stał przy stole z amunicją, ekwipując się. Odwrócił się, gdy nas usłyszał.
- Jaki jest plan, pani komandor?
Aż rwał się do działania.  Był młody, silny i ambitny, chciał sprawdzić się w walce, a tymczasem wyrwaliśmy go z oka cyklonu, który rozpętał się na Ziemi.  Miałam nadzieję, że ten zapał do działania nie okaże się jego wadą.
- Prosty.- odparłam, gdy podeszliśmy do stołu z amunicją- Lądujemy, orientujemy się w sytuacji, dowiadujemy się co tu robi Liara i obieramy kurs na Cytadelę.
Ekwipowaliśmy się w ciszy, którą przerywały hiszpańskie szepty Vegi. Posyłałam mu wtedy pobłażliwe spojrzenia, na które odpowiadał szerokim uśmiechem.  Kaidan natomiast zachowywał się, jakby nas nie widział.
- Pani komandor- zatrzeszczał interkom- Nie mogę wywołać bazy- zameldował Joker.
Przeklęłam, montując pistolet do zatrzasku na biodrze.
- Kanały alarmowe?
- Kompletna cisza- padła odpowiedź.
Było coraz gorzej. Jeśli faktycznie na Marsie były jakieś dane, które mogły nam pomóc w pokonaniu wroga, a baza została zaatakowana, albo co gorsza, zniszczona…
- Może zakłócenia wywołała burza- włączyła się EDI.
- A może nie- rzuciłam bardziej do siebie- Trudno, lecimy tak czy siak. Może uda się ich wywołać z promu- kiwnęłam na mężczyzn, wskazując na Kodiak- EDI, zrób wszystko, żebyśmy nie stracili kontaktu z Normandią.
- Tak jest, Shepard.
Spojrzałam na szerokie ramiona Kaidana idącego przede mną. Jak miałam poprowadzić go w bój, nie wiedząc, czy nie jestem dla niego celem do ataku? Jego zaciśnięte wargi, martwe oczy, szybkie, wyuczone ruchy jasno dawały do zrozumienia, że jak na żołnierza przystało da z siebie wszystko podczas misji- ale czy zaakceptuje wszystkie moje rozkazy i decyzje?
- Majorze.
Zatrzymał się i odwrócił w moją stronę, gdy Vega wszedł już na pokład Kodiaka. Nie wyglądał na zainteresowanego tym, co mam mu do powiedzenia, choć starał się wyglądać na obojętnego.
- Tak, pani komandor?- nie udało mu się zwrócić do mnie bez tego samego dystansu, z którym na mnie patrzył. Zupełnie jak…
- Zanim wyruszymy…- zawahałam się. Nie, dla mnie nie ma odwrotu.- Chcę mieć pewność, że wykonasz wszystkie moje rozkazy.
Jego brwi powędrowały do góry w geście niezadowolenia z mojej postawy. Z tego, że miałam jakieś obiekcje. Że poddawałam w wątpliwość jego motywację do działania. Ale jak mogłam mieć pewność, że nie zawiedzie, skoro uważał mnie za zdrajcę? Jak mogłam poprowadzić go do akcji bez pewności, że mnie osłania, zamiast celować w moje plecy?
- Bez obawy, pani komandor- stopień wymówił niemal jak przekleństwo, przez które stoi w hierarchii niżej- Wiem, co mam robić. Nie zawiodę misji.
Odwrócił się, chcąc odejść, ale poirytowana nie pozwoliłam mu na to. Chwyciłam jego ramię, lekkim szarpnięciem zmuszając do ponownego odwrócenia w moją stronę. To ja zakończę tę rozmowę.
- Nie obawiam się, że nie poradzisz sobie z misją- warknęłam- Tylko z tym, że znowu razem służymy.
- Jeśli uważasz, że ty, jako mój dowódca stanowisz problem…- urwał, taksując mnie nieprzychylnym spojrzeniem- Masz rację. Ale poradzę sobie z tym.
Oszołomiona nie protestowałam, gdy wyrwał się i wsiadł do promu. Poczułam jednak pulsujący uścisk w klatce żeber.  Ten dobrze znany kujący ból i wrażenie rozpadania się na kawałki. I choć bardzo chciałam, aby jego słowa nie wywołały we mnie tego uczucia, to nic nie mogłam na to poradzić.
Zachowywał się, jak wróg.
Ostatnia cześć trylogii. Podejrzewam, że ta zajmie mi najwięcej czasu i obejmie też najwięcej części.
Cóż mogę jeszcze dodać.

Poprzednia część: eamycross.deviantart.com/art/M…

Większosć świata i postaci należy do BioWare.
© 2014 - 2024 EamyCross
Comments3
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In
Kiara2909's avatar
O kurde! O kurde! O kurde! 
Znów chcę zagrać w ME :D Coś Ty zrobiła? Chyba nie chcesz, żebym zdradziła SWTORa? :P
Btw, nie sądziłam, że jeszcze pamiętam ten moment, już w końcu sporo czasu upłynęło...

Hmm... za wcześnie, żeby coś powiedzieć, ale dałaś przedsmak czegoś, co zapowiada sie naprawdę dobrze... :) Dawaj kolejną część! :P